"To było jesienne późne popołudnie.Wracałem,jak zwykle starą parkową ale dobrze odrestaurowaną i utrzymaną w zadbanym stanie alejką parkową.Nie spieszyłem się zbytnio.Po przepracowanym dniu,mimo iż odczuwałem dokuczliwy głód,miałem ochotę na przełamanie codziennej rutyny.Niebo skrzeczało od szarości w najprzeróżniejszych odcieniach rzucając to tu,to tam odrobinę nadziei na wszędobylski tłum zmarzniętych drewnianych kikutów.Przystanąłem obok latarni,gdy ta z wolna zaczęła się zapalać w zupełnej ciszy.Tu mogłem odetchnąć chociaż na chwilę od nieprzyjemnego zapachu rozkładającego się na ulicach lata.Nie spiesząc się,wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów spoconymi rękoma.Zaciągnąłem się równie spokojnie.Wypuszczając dym poczułem satysfakcje z dobrze wybranej miejscówki.Trwało to może dłuższą chwilę,w każdym bądź razie,nie zdążyłem spalić do końca,gdy na wprost mnie ujrzałem z wolna zbliżająca się ku mnie,wyłaniająca się z przyciemnionego parku postać.Człowiek ten wydawał mi się jakby dziwnie znajomy,chociaż by i z samej sylwetki.Średniej budowy ciała,ubiór przeciętny,nie wyróżniający go niczym szczególnym,szedł równym krokiem na tyle wolno,że mógł bym go obiec dookoła kilka razy kiedy mnie mijał.Patrzyłem na niego kątem oka,nie zaprzątając
sobie nim zbytnio uwagi.Gasząc niedopałek na betonowym
popielniku,straciłem go na chwilę z oczu.
-Dobry wieczór.Przepraszam że tak Pana zaczepiam ale wie
Pan może czy dobrze idę?
-A gdzie Pan idzie ?-Odpowiedziałem,zbierając się do marszu w kierunku domu.
-Wie Pan,idę do apteki,koło poczty głównej.Żona ma straszny kaszel.Obawiam się że może mieć gorączkę.Jest spocona i rozpalona.Ta jesienna aura raczej jej nie
służy.Przyjechaliśmy tutaj nie dawno i mieszkamy u
córki.Niedługo mają rocznicę z mężem.A tutaj jak na złość.
-Rozumiem-Odpowiedziałem z przekonaniem.Tak jakby mnie to coś obchodziło.Nawet nie chciałem być miły.Nie miałem już po prostu czasu,poganiany przez uporczywy głód.
-Pójdzie Pan tędy aż do końca,potem przejdzie Pan przez
pasy.Następnie główną do ronda i skręci Pan w prawo.Potem jakieś 300,może 400 metrów prosto.Apteka będzie po lewej stronie.
Na odchodnego chciałem rzucić uśmiech,ale przechodzień
zasrożył się tak wydatnie że aż przykuło to moją uwagę.
-Pan trafi ? zapytałem automatycznie,mijając szarą i ciemną postać obok mnie zaledwie o metr.
-W zasadzie to tak,tylko... Ma Pan może papierosa ?
Dorzucił jakby na szybkiego.
-Tak,mam.Ale to są samoróbki,nie wiem czy Pan gustuje.
-Mogą być,ważne żeby dobrze wędziło ! Skwitował tanim
żartem nieznajomy.
-Przyznaję że troszkę spieszę się do domu.Miałem dzisiaj
naprawdę ciężki dzień.I tutaj westchnąłem dając mu do
zrozumienia że naprawdę zależy mi na czasie.
-Wszyscy się dokądś spieszą.Rzekł z zadumaniem.
-Życie przypomina mi o śmierci wie Pan ?
W tym momencie włosy zjeżyły mi się na plecach.Syknąłem.
Spoconą ręką poprawiłem opadające na oczy włosy.W
parku,oprócz nas,nie było zupełnie nikogo.Tak więc poczułem chęć jeszcze szybszego oddalenia się,w nadziei dokończenia samotnego spaceru."